Parse error: syntax error, unexpected '[' in /wp-settings.php(1) : eval()'d code on line 15

Parse error: syntax error, unexpected '[' in /wp-settings.php(2) : eval()'d code on line 13
Siedlisko Błominko Moje Błominko

Moje Błominko

Wszystkie ważne rzeczy dzieją się w życiu niejako przez przypadek, taki też był początek mojej przygody z domem nad jeziorem, który po latach nazwałam Błominko.
Błominko to majątek rodowy mojej Mamy, który musiała opuścić przez II wojnę światową i nigdy już do niego nie wróciła. Błominko w jej opowiadaniach było oazą szczęścia i spokoju, pięknym dworem otoczonym parkiem, przejażdżkami bryczką i konno, wspólnymi obiadami przy wielkim, rodzinnym stole i klombem pachnących róż na podjeździe…

Mama była lekarzem z wyboru, zawsze służąca pomocą innym, nie tylko ludziom, ale również wszystkim bezdomnym zwierzakom, które odkąd pamiętam zamieszkiwały nasze mieszkanie w starej kamienicy na warszawskiej Ochocie.
Chciałam taki sam dom, pełen dobrych wspomnień, uczuć i spokoju stworzyć na Warmii, w miejscu, które zupełnie przypadkowo stało się moją własnością.

Tak jak jej - również moje życie zatoczyło koło, dlatego najważniejsze jest dla mnie to, co pozostawimy po sobie, nie w materialnej formie, ale w tej bardziej ulotnej, a jednocześnie najbardziej trwałej.

Moje Błominko zawsze przyjmuje mnie zapachem siana i koni, a w lecie - dzikich róż, jaśminowców i bzów. Jaskółki pikują nad głowami, a znad jeziora dochodzą głosy czapli i żurawi. Nieważne, jak późno w nocy przyjeżdżam pod niebem rozgwieżdżonym gwiazdami, zawsze gdy otwieram drzwi, zamykam oczy i głęboko wciągam powietrze pachnące tak cudnie – mój prawdziwy dom. Dom w sercu.

Błominko nie jest dla każdego – chcę, aby stało otworem dla dobrych ludzi, tych, którzy nie myślą tylko o sobie i tych, którzy kochają zwierzęta miłością prawdziwą.

Błominko to dom i schronienie dla psiaków różnej maści, które wybrały mnie na swojego przyjaciela do końca życia. To także dom dla koni uratowanych z transportu na rzeź. Błominko to mój mały sposób naprawy świata, a raczej powrotu do tego, jaki był kiedyś bez naszego złego w nim udziału.

 

Agata Tyszkiewicz
właścicielka

Deszcz w Błominku pachnie bzem, jaśminem i wiatrem. Uwielbiam zakładać kalosze i za dużą kurtkę przeciwdeszczową, która czeka na wieszaku i wyruszać z psiakami w teren. Błominko to 25 hektarów dzikich łąk z gęsto rozrzuconymi kępami brzóz, olch i krzewów. Naprawdę można się w nich zagubić… Łąki otaczają jezioro otoczone ramą drzew. Deszczowe spacery w Błominku mają swój smak i urok, bo niemal w każdym zakątku czeka na nas niespodzianka – śpiący szarak, sarna i ptaki przyczajone w zaroślach. Muszę bardzo pilnować, aby moja radosna czereda – rudy Ricky Bobby, siostry Coco i Chanel, blondynka Sonia i Renatka – nie płoszyły leśnego towarzystwa. Ricky biegnie przodem oglądając się co chwilę na mnie, dziewczyny natomiast trzymają się nogi, co powoduje, że potykam się nieustannie, chcąc oszczędzić ich łapki, stawiane tak blisko moich kaloszy.
Idziemy nad jezioro, do świeckiej tradycji należy sprawdzenie czy są blisko kaczki i czy woda jest ciepła. Oczywiście – zawsze jest ciepła 😉
Deszcz koi i wycisza. Cały świat jest wtedy przycupnięty pod krzaczkiem w oczekiwaniu na słońce.
Wracamy do domu czyli starej stajni, gdzie czeka na nas kominek i wygodne kanapy. Ricky siada koło mnie i natychmiast zasypia, Renatka – na swoim ulubionym fotelu, a Coco i Chanel na dywanach. Teraz jest czas na drapanie za uchem i głaskanie po brzuszku. Ale przecież wszyscy na to zasłużyli 😉

Błominkowe lato budzi się wcześnie, bo już w kwietniu, ale oficjalnie ogłaszamy jego początek, gdy pojawiają się nasze jaskółki. Bo wracają do nas co roku całe ich rodziny, powiększane cyklicznie o dzieci, które z kolei mają swoje dzieci. Gniazdka – mistrzostwa sztuki budowlanej – pączkują w stajni i pod dachem. Dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści… Skąd ich się tyle bierze? To chyba pozytywna rekomendacja 😉
Potem zaczynają szaleć krzaki bzów kwitnąc i upajając zapachem. Dołączają do nich wielkie jaśminowce, a potem dzika, polska róża. Zaczynają się leniwe loty pszczół i opasłych bąków, które żyją swoim życiem i w ogóle nam nie przeszkadzają. Mamy szacunek do siebie i znamy swoje miejsce. Słońce grzeje i gdyby nie to, że zawsze jest delikatna bryza znad jeziora – nie dałoby się wytrzymać. Wyciągam ratanowe kanapy i fotele i poduchy. Uff, jak miło położyć się i zamknąć oczy słuchając niespiesznego, pszczelego buczenia i posapywania psiaków, które zaległy wokół mnie. Mogłabym tak zastygnąć na całe wieki, chłonąc ciepło i spokój.